niedziela, 7 września 2014

Islam w Polsce przejmuje sekta salafi

Islam w Polsce jest przejmowany przez salafickie sekty! 


Pierwsze kontakty Polski ze światem islamu i muzułmanami sięgają XIII wieku, gdy od południowego wschodu pojawiły się oddziały najeźdźców – Mongołów. Na terenie samej Polski muzułmanie obecni są od ponad 600 lat. Są to Tatarzy polsko-litewscy, których przodkowie pojawili się w XIV w. jako uchodźcy ze Złotej Ordy, znad Wołgi i ze stepów. Władcy litewscy – w tym książę Witold – osiedlali ich w dorzeczu Niemna i nadawali im ziemie w zamian za służbę wojskową, m.in. w walce przeciw Krzyżakom. Osady Tatarów muzułmanów na Litwie i przyległych ziemiach, grodzieńskiej i nowogródzkiej, przetrwały do XVIII w. lub dłużej. Na Podlasiu (od 1569 r. w obrębie Korony Polskiej) król Jan III Sobieski nadał kilku oddziałom Tatarów dobra, z których dwie wsie – Bohoniki i Kruszyniany – z meczetami i cmentarzami, stanowią do dziś enklawy muzułmańskie na terytorium Polski. Z Tatarów tworzono odrębne oddziały lekkiej jazdy, od XVIII w. z muzułmańskimi kapelanami, ale dopiero Konstytucja 3 Maja dała muzułmanom pełne prawa polityczne. 

Islam wolny od ekstremistycznych sekt sunnickich

Tatarzy litewsko-polscy mieli wolność wyznania, meczety (m.in. w Wilnie, Trokach, Nowogródku, Mińsku – około 1690 roku było ich ok. 50) oraz obieralnych duchownych (zw. mołłami). Muzułmanie polscy są sunnitami kierunku hanafickiego. Swe teksty religijne pisali alfabetem arabskim, ale nie tylko w języku arabskim, lecz także białoruskim i polskim – były to tzw. kitaby, bogate zbiory modlitw, pobożnych opowiadań i przepisów. Imamowie udzielali ślubów, nadawali imiona dzieciom i uczyli zasad islamu, kierowali modlitwami, a także sądzili i pomagali zbierać podatki. W Królestwie Polskim od 1831 roku stacjonowały wojska rosyjskie, w których służyło wielu muzułmanów. Zmarli muzułmanie rosyjscy grzebani byli na odrębnych cmentarzach, na przykład w Warszawie (tzw. kaukaski od 1831 roku, tatarski od 1867 r.) czy Sochaczewie (1842–1880). Z meczetów garnizonowych korzystali wszyscy wyznawcy. 

W latach 1919–1939 najliczniejsze były gminy na Wileńszczyźnie; w 1922 roku powstał Związek Muzułmański m.st. Warszawy planujący budowę meczetu. W 1925 roku utworzono Muzułmański Związek Religijny w RP, którego zwierzchnikiem religijnym, czyli Muftim, został Jakub Szynkiewicz, a władzę sprawowało Najwyższe Kolegium Muzułmańskie. Na podstawie ustawy z 1936 roku państwo subsydiowało Związek i nauczanie islamu w dziewiętnastu istniejących gminach muzułmańskich. Wydawano „Życie Tatarskie”, „Przegląd Islamski” oraz „Rocznik Tatarski”. Liczba wiernych do 1936 roku wynosiła około 6 tysięcy. W tym czasie Tatarzy byli obywatelami polskimi wyznania muzułmańskiego, posługującymi się językiem polskim. 


Obecnie, w początkach XXI wieku mamy w Polsce do czynienia ze swego rodzaju sytuacją przejściową. Muzułmanie-autochtoni, Tatarzy polsko-litewscy, do połowy XX wieku byli jedyną muzułmańską mniejszością wyznaniową. W drugiej połowie XX stulecia zaczęli pojawiać się jednak inni muzułmanie, napływowi, początkowo w nieznacznej liczbie. Byli to studenci, przede wszystkim z państw arabskich, ale także z Iranu czy Afganistanu. W okresie PRL do 1989 roku wielu z nich nie przyznawało się do wyznawanej religii, gdyż nie było to mile widziane przez władze PRL, a niektórzy z nich, jak członkowie irańskiej partii Tudeh, byli po prostu ideowymi komunistami. 

Po otwarciu granic polskich po 1989 roku rozpoczął się zwiększony napływ muzułmanów do naszego kraju, teraz już nie tylko w celu podjęcia studiów, ale także rozpoczęcia działalności biznesowej. Największą grupę wśród nich stanowią przybysze z państw arabskich, ale są również Turcy czy Bośniacy. Muzułmanie napływowi na terenie Polski to także uchodźcy polityczni. Statystyki wykazują, że są to przede wszystkim uchodźcy z Iraku (około 10 procent wszystkich uciekinierów), z Afganistanu (4 proc.), Bośni i Hercegowiny (5 proc.). Obecnie znaczący jest napływów uciekinierów z Czeczenii. Nie ma dokładnych danych na temat liczby wyznawców islamu w Polsce. Pytanie o religię nie jest zadawane w trakcie spisu powszechnego ludności, dane szacunkowe zaś różnią się w zależności od źródła. Oficjalne dane statystyczne podają tylko liczbę członków Muzułmańskiego Związku Religijnego – w 2001 roku 5123 osoby. Liczbę Tatarów szacuje się na około 5–6 tysięcy, natomiast liczbę napływowych muzułmanów na około 10–20 tysięcy, co razem w odniesieniu do ogółu ludności Polski stanowi około 0,04–0,06 procent. 

Funkcjonowanie życia religijnego muzułmanów w Polsce dzisiaj jest zatem swego rodzaju stanem przejściowym pomiędzy sytuacją z przeszłości, w której jedynymi wyznawcami islamu w Polsce byli Tatarzy, a współczesnością, gdy większość stanowią muzułmanie napływowi, bardzo często członkowie rozmaitych radykalnych sekt sunnickich jak salafici czy wahabici. Struktury organizacyjne pochodzą bowiem z przeszłości, tymczasem dynamicznie zmieniająca się sytuacja wymaga zmian w strukturach organizacji lub powstania nowych. Zachodzi obawa, że podobnie jak ma to miejsce w Rosji, przedstawiciele radykalnych bojówkarskich sekt salafickich i wahabickich zechcą przejąć władzę nad wszystkimi organizacjami muzułmańskimi aby je politycznie i ideologicznie kontrolować. W Rosji dokonują w tym celu nie tylko aktów kompromitacji uznanych dotąd przywódców, ale także mordów politycznych dla wyeliminowania imamów, którzy nie chcą się poddać terrorowi i dyktaturze fanatycznej ideologiii salafickiego sunnizmu i wahabizmu. 

Jak powstrzymać radykalne sunnickie sekty? 


Cameron w dniu 1 września 2014 roku przedstawił nowy program działań przeciwko radykalnemu islamowi czyli przeciwko sektom salafi i wahhabi. Brytyjski premier David Cameron przedstawił w parlamencie program działań przeciwko radykalnemu islamowi i jego bojówkom, salafitom i wahhabitom. Policja ma otrzymać nowe uprawnienia; przewiduje się odbieranie paszportów podejrzanym o terroryzm i uniemożliwianie powrotu na Wyspy dżihadystom czyli zwolennikom prowadzenia agresywnej, zaczepnej wojny przeciwko wszystkim innym wyznaniom i religiom. Radykalni bojówkarze salaficcy i wahhabiccy znani są z tego, że w wielu krajach mordują także braci muzułmanów z odmiennych niż ich sekta nurtów islamu, nie tylko żydów, buddystów, jezydów czy chrześcijan. 

"To odrażające", że brytyjscy obywatele "deklarują swą lojalność" wobec grup takich jak Państwo Islamskie - oświadczył David Cameron w parlamencie, podkreślając, że Wielka Brytania przygląda się - jak to ujął - "konkretnym i uznaniowym" uprawnieniom mającym na celu zakazywanie podejrzanym powrotu do Wielkiej Brytanii. Wzmocnione zostaną również uprawnienia w zakresie monitorowania podejrzanych - donosi BBC, nie ujawniając szczegółów. Rozważane są nowe przepisy obejmujące odbieranie paszportów i tymczasowy zakaz powrotu do kraju bojówkarzy biorących udział w zagranicznych konfliktach. Na podstawie propozycji Brytyjczycy podejrzani o udział w ataku terrorystycznym będą mogli zachować swe obywatelstwo, lecz nie będą mogli przez jakiś czas powrócić do Wielkiej Brytanii - pisze BBC. Liberalni Demokraci podali w wątpliwość legalność takich kroków, ostrzegając, że czynienie z obywateli bezpaństwowców jest nielegalne w świetle prawa międzynarodowego. Zadeklarowali, że zgodzą się jedynie na przepisy uzgadniane w spokoju i utrzymujące wolność brytyjskich obywateli. 

Laburzyści i policja apelowali o przywrócenie uprawnień, które zezwalałyby władzom na większą inwigilację dżihadystów i dezorganizowanie ich planów podróży. Premier mówił w parlamencie o rozwoju kryzysu na Bliskim Wschodzie i jego implikacjach dla brytyjskiego bezpieczeństwa w obliczu obaw, że obywatele brytyjscy, którzy wyjeżdżają na wojny do Syrii i Iraku, by walczyć w szeregach organizacji zbrojnej Państwo Islamskie, przeprowadzą po powrocie na Wyspy atak terrorystyczny. Szef brytyjskiego rządu poinformował, że około 500 Brytyjczyków podejrzewanych jest o przyłączenie się do bojowników islamskich sekt salafickich i wahhabistycznych w Iraku i Syrii. Połowa z nich miała już powrócić na Wyspy Brytyjskie. Według najnowszych danych brytyjska policja zatrzymała w tym roku na granicy 69 osób, ale zakłada się, iż wielu prześlizgnęło się przez kontrolę - pisze agencja AFP. 

Premier David Cameron wystąpił w parlamencie po tym, gdy w kraju podniesiono stopień zagrożenia terrorystycznego do poziomu drugiego w pięciostopniowej skali. Ten stopień oznacza wysokie prawdopodobieństwo zamachu, choć bez informacji wywiadowczych wskazujących na jego bezpośrednią bliskość. Dżihadysta mówiący z brytyjskim akcentem dokonał - jak wskazuje niedawne nagranie wideo - mordu na porwanym przez Państwo Islamskie amerykańskim dziennikarzu Jamesie Foleyu. Po tym zabójstwie pojawiły się w Wielkiej Brytanii żądania, by władze sięgnęły po dodatkowe środki w celu uporania się z obywatelami brytyjskimi przyłączającymi się do ekstremistów. 

Wielka Brytania: 20-latka podburza do krwawej zemsty 


Dwudziestoletnia obywatelka brytyjska Aksa Mahmood w ubiegłym roku porzuciła studia na jednym z uniwersytetów, żeby przyłączyć się do fundamentalnych oddziałów dżihadystów walczących w Syrii. Jak teraz podaje "Daily Mail", urodzona w Glasgow kobieta, to córka biznesmena, kształcąca się w prywatnej szkole. Po swojej ucieczce kobieta zamieściła szereg radykalnych wpisów na Twitterze, w tym zachęty do innych, by naśladować szokujące zabójstwo żołnierza Lee Rigby'ego, zamach podczas maratonu w Bostonie, czy masakrę w amerykańskim bazie Fort Hood w Teksasie. W wyniku rosnących obaw ws. powracających do domów salafickich dżihadystów, premier Wielkiej Brytanii David Cameron zapowiedział ostatnio obostrzenia w wydawaniu paszportów ekstremistom. 

W trakcie podróży do Syrii, Aksa Mahmood wyszła za mąż, a wpisy na Twitterze dotyczą szarej rzeczywistości, w tym gotowania, sprzątania i opieki nad dziećmi. Jednak w serwisie występuje pod pseudonimem Umm Layth i publikuje również dżihadystyczną propagandę. W czerwcu 2014 roku napisała: "Podążajcie za przykładem swoich braci z Woolwich, Teksasu i Bostonu". Znajomi ze szkoły oceniają Aksa Mahmood jako niewyróżniającą się. - Ona nie była inna - mówią. Na piątym roku studiów Aksa Mahmood zaczęła interesować się sektą salafickiego islamu i nosić hidżab. Przyjaciele nie wiedzieli, że zamierza wyjechać na Bliski Wschód, choć Aksa Mahmood interesowała się polityką. Rzecznik szkockiej policji powiedział, że rodzice zgłosili zaginięcie dziewiętnastolatki w listopadzie 2013 roku. Obecnie wciąż prowadzone są jej poszukiwania – donosi dziennik "Daily Mail".

W Austrii rośnie liczba osób powiązanych z sektą walczących salafitów 


Władze austriackie latem 2014 roku ogłosiły, że podejrzewają około 130 osób zamieszkałych w tym kraju o ścisłe powiązania z zagranicznymi ugrupowaniami walczących salafickich islamistów. Liczba takich osób w ostatnich latach znacznie wzrosła. Dyrektor do spraw bezpieczeństwa publicznego w austriackim MSW Konrad Kogler powiedział w piątek na konferencji prasowej w Wiedniu, że ta grupa 130 osób składa się z "ludzi czynnie uczestniczących w walce lub takich, które powróciły już do Austrii, ale obie te grupy są przedmiotem naszego zainteresowania". Ludzie z tej grupy to w dwóch trzecich osoby, które już wróciły do Austrii, a jedna trzecia uczestniczy w walkach lub właśnie się tam udaje - wyjaśnił Kogler.

Czterdzieści osób z omawianej grupy to obywatele austriaccy. Pozostali przybyli gównie z Rosji, Bałkanów i Turcji. Temat pojawił się w austriackich mediach po aresztowaniu przez policję tego neutralnego kraju dziewięciu osób, co do których prokuratura powzięła podejrzenie, że przygotowują się do wyjazdu do Syrii, aby wziąć tam udział w toczącej się wojnie domowej. Kogler nie potwierdził przypuszczeń dziennikarzy, że zatrzymani to Czeczeńcy, ale powiedział, że wielu z nich to rosyjscy obywatele. Cała dziewiątka przebywa w areszcie śledczym. Austriacka minister spraw wewnętrznych Johanna Mikl-Leitner oświadczyła, że w Austrii obserwuje się wzrost poparcia dla radykalnych islamistów czyli dla sekty salafi i wahhabi. Wezwała Europę, UE, do współpracy w badaniu tego zjawiska. - Musimy w całej Europie zewrzeć szeregi do walki z terroryzmem i dżihadyzmem - powiedziała szefowa resortu spraw wewnętrznych, wzywając jednocześnie policję do zastosowania zasady "zero tolerancji" wobec tego zjawiska. Austria ma około 8,5 miliona mieszkańców. W kraju mieszka około pół miliona muzułmanów, zwykle bardzo spokojnych i pokojowo nastawionych do reszty społeczeństwa. 

Izrael: zamieszki na ślubie muzułmanina i Żydówki, która przeszła na sunnicki islam 


Na przedmieściach Tel Awiwu o mało nie doszło do linczu pary, która latem 2014 roku stanęła na ślubnym kobiercu. Pan młody, 26-letni Mahmud Mansur, jest Arabem i muzułmaninem. Panna młoda, 23-letnia Maral Malka, jest Żydówką, która tuż przed ślubem przeszła na islam w wersji sunnickiej. To spotkało się z potępieniem izraelskiej skrajnej prawicy. – Już czas, by muzułmanie opuścili Izrael. To jest państwo żydowskie, oni tu nie przynależą, nie powinni tu być. Mają do wyboru 22 kraje. Mogą jechać gdzie chcą, a my im w tym pomożemy – krzyczał jeden z protestujących. Dwustu demonstrantów w czarnych koszulach usiłowało nie dopuścić do ślubu. Krzyczeli "Śmierć Arabom" i śpiewali pieśń "Twój dom spłonie". Na bezpieczeństwem młodej pary czuwały uzbrojone elitarne oddziały policji. Doszło do przepychanek, cztery osoby aresztowano. Kilka osób o poglądach lewicowych próbowało wspierać i chronić młodą parę i niosło transparent z hasłem: "Miłość wszystko zwycięży". 


Coraz więcej napadów na meczety 


Odcięte świńskie łby, bazgroły na ścianach, nocne podpalenia, wyłamane drzwi - takie ślady pozostawiają po sobie wandale, bezczeszczący muzułmańskie świątynie w Niemczech. Najnowsze dane opublikowane przez rząd RFN świadczą o tym, że meczety w RFN stają się coraz częściej celem antyislamskich ataków - pisze "Neue Osnabrücker Zeitung" (NOZ) w swym wtorkowym wydaniu. W latach 2001-2011 ataków takich było średnio 22 rocznie. W latach 2012 i 2013 liczby te wzrosły do 35 i 36-u NOZ powołuje się przy tym na odpowiedź rządu na interpelacje poselskie klubu Partii Lewicy z 2012 i 2014 roku. Aiman Mazyek, przewodniczący Centralnej Rady Muzułmanów w Niemczech twierdzi, że wzrost liczby tych czynów jest ewidentną oznaką tendencji antyislamskich w Niemczech. Dane rządowe pokrywają się ze statystykami zrzeszeń islamskich działających w RFN, potwierdza Mazyek w rozmowie z Deutsche Welle. 

Wiele z tych ataków, a szczególnie bazgroły na murach autorstwa prawicowych ekstremistów są zgłaszane na policji zazwyczaj z opóźnieniem albo nawet nikt ich nie zgłasza. Ale za bardziej niepokojący Mazyek uważa wzrost liczby napadów na muzułmanów. - Na kobiety w chustkach na głowie czy osoby wyglądające na muzułmanów - podkreśla. Przestępstwa o wyraźnym tle antyislamskim powinny być ujmowane w osobnym rejestrze, domagają się działacze zrzeszeń muzułmanów, a ich ściganiem powinni zajmować się policjanci szczególnie wyszkoleni i wyczuleni na te sprawy. Żądają także wzmocnienia ochrony meczetów. - Przede wszystkim potrzebne są jednoznaczne sygnały ze strony polityków, zarówno skierowane do ofiar ataków jak i do ich sprawców - domaga się Mazyek.

Faktem jest, że w RFN, w zakresie przestępczości na tle politycznym nie ma jak dotąd kategorii "islamofobia". Wrzuca się ją do jednego worka pod nazwą "ksenofobia" albo "rasizm". Powołana przez Radę Europy Europejska Komisja Przeciwko Rasizmowi i Nietolerancji (ECRI) już w 1993 roku piętnowała występujące w Niemczech deficyty w zwalczaniu rasizmu. Zarzucano, że policja zbyt szybko wyklucza motywy rasistowskie, i postulowano reformę systemu rejestracji i definiowania rasistowskich, ksenofobicznych czy homofobicznych występków. Statystycznie biorąc od 2011 roku, co dwa i pół tygodnia w Niemczech dochodzi do napadu na muzułmańską instytucję, zaznacza Rada Koordynacyjna Muzułmanów (KRM) w dokumencie opublikowanym na swoim portalu, w związku z toczącym się w Monachium procesem neonazistowskiej NSU. Podkreśla się, że nieujawnionych czy niezgłoszonych czynów jest dużo więcej. KRM jest dachową organizacją Turecko-Islamskiej Unii (DITIB), Rady Islamskiej w RFN (IRD), Centralnej Rady Muzułmanów (ZMD) i Związku Islamskich Centrów Kultury (VIKZ). 

Także psycholog medyczny Elmar Braehler z Lipska zwraca uwagę na nasilającą się islamofobię w Niemczech. Jak twierdzi w rozmowie z Deutsche Welle, rozpleniła się ona już w całym społeczeństwie, łącznie z klasą średnią. - Co prawda islamofobia nie jest jeszcze nowym antysemityzmem, tak ostro bym tego nie formułował - podkreśla, choć to zjawisko jest do siebie podobne. - Antysemityzm jest głęboko zakorzeniony w Niemczech, ale w odróżnieniu od islamofobii, nie wolno się z nim obnosić publicznie - twierdzi badacz. Wraz z grupą naukowców z Uniwersytetu Lipskiego przed kilkoma tygodniami opublikował on analizę badawczą "Die stabilisierte Mitte" ("Stabilny środek") poświęconą skrajnie prawicowym poglądom w Niemczech. Naukowcy twierdzą, że wrogość wobec islamu to rasizm, który przywdział nowe szaty, a przecież wiadomo, że plemiona arabskie są plemionami semickimi, co oznacza, że Żydzi i Arabowie to semiccy kuzyni w z jednej rodziny i podobnej mentalności. 

"Co trzeci Niemiec jest przekonany, że muzułmanom należałoby zakazać imigracji do Niemiec" - piszą autorzy analizy. Polityk Partii Lewicy Ulla Jelpke w narastającej islamofobii nie dostrzega "żadnego nowego problemu", pomimo że jak podkreśla, należy ją tak samo piętnować jak antysemityzm. W rozmowie z Deutsche Welle zarzuca rządowi RFN bagatelizowanie tego problemu. Z muzułmanów nie wolno czynić kozłów ofiarnych politycznych i społecznych wypaczeń, bo to szkodzi koegzystencji w społeczeństwie, podkreśla lewicowa polityk. Jak podaje Archiwum Islamu, w Niemczech działa 700 do 800 meczetów, które można rozpoznać po minarecie oraz około 3000 niepozornych obiektów, wykorzystywanych przez muzułmanów, jako lokalne domy modlitwy. W RFN żyją cztery miliony muzułmanów i są oni z reguły dobrze zintegrowani, a ekstremiści powiązani z sektami salafitów oraz wahabitów są w rzeczywistości bardzo nieliczni i wśród ogółu muzułmanów są nielubiani. 

Salafici z ISIL wysadzają muzułmańskie meczety w Iraku - żywy kordon w obronie minaretu w Mosulu 


Suniccy dżihadyści z sekty salafitów w lipcu 2014 roku wysadzili w powietrze mauzoleum i meczet w zdobytym przez nich Mosulu na północy Iraku. W ostatnią sobotę lipca 2014 roku odstąpili od zniszczenia XII-wiecznej wieży słynnego minaretu w tym mieście, gdyż muzułmańscy szyici obronili go, otaczając minaret żywym kordonem. Skrajnie monoteistyczni dżihadyści z sekciarskiego salafickiego Państwa Islamskiego, które proklamowali na zdobytych terenach północnego Iraku i części Syrii, uzasadnili w wydanym w lipcu 2014 roku komunikacie niszczenie świętych miejsc szyickich wyznawców islamu swoją pokrętną i szkodliwą społecznie doktryną ludobójstwa i powszechnej nienawiści do odmienności. Traktuje ona budowę świątyń na grobach świętych i proroków jako rzekomy ciężki grzech bałwochwalstwa, chociaż groby świętych istnieją od początku istnienia islamu, a Mekka z grobem Proroka Abrahama (Ibrahima) jest tutaj podstawowym przykładem. 

Liczący ponad 840 lat minaret w Mosulu, równie sławny w świecie muzułmańskim, co dla kultury zachodniej krzywa wieża w Pizie czy Katedra Noter Dame, muzułmanie z tego miasta uratowali w ostatniej chwili, gdy sekciarze salafickiego dżihadyzmu obłożyli już jego fundamentu ładunkami wybuchowymi. Muzułmanie z Mosulu tworzyli żywy łańcuch ludzki wokół wieży i oświadczyli: "Możecie ją wysadzić w powietrze, ale razem z nami. My się stąd nie ruszymy!" Sunniccy fanatycy z ludobójczej sekty salafitów odeszli, ale muzułmanie z Mosulu obawiają się, że będą chcieli wrócić i dokonać dzieła zniszczenia - powiedział dziennikarzom zachodnich agencji jeden z obrońców minaretu, prosząc o niepodawanie jego imienia, ponieważ obawia się zbrodniczej zemsty dżihadystów z salafickiej sekty. 

Salaficcy ekstremiści sunniccy, którzy przez dwa tygodnie w zajętym przez nich drugim co do wielkości mieście Iraku prowadzili brutalną kampanię "oczyszczania" Mosulu ze wszystkich, którzy nie chcą przyjąć ich chorobliwie radykalnej i pokrętnej interpretacji zasad wiary Proroka Muhammada, wzywają również niezbyt licznych chrześcijan, którzy nie uciekli jeszcze z miasta, do przejścia na wiarę Proroka. - Nawróćcie się, zapłaćcie należny podatek lub umierajcie! - wzywają przez głośniki dżihadyści z sekty salafitów. W ciągu ostatnich dni - donosi z Mosulu agencja AFP - dżihadyści z sekciarskiego Państwa Islamskiego zniszczyli w Mosulu bardzo wiele cennych i zabytkowych budowli religijnych. Mosul stał się de facto stolicą salfickiego "kalifatu" proklamowanego przez nich nielegalnie pod koniec czerwca 2014 roku. Kalifat muzułmański zgodny z Koranem jest możliwy jedynie jako państwo dla wszystkich muzułmanów żyjących ze sobą w Pokoju i Harmonii, w tym dla szyitów, alawitów, sufich czy sunnitów. Wśród najbardziej znanych w świecie muzułmańskim świątyń i innych obiektów religijnych zburzonych przez ortodoksyjnych islamistów-sunnitów salafickich i wahabickich są: sanktuarium proroka Jonasza (Nabi Junis) i sanktuarium proroka Seta uważanego w tradycji judaistycznej, chrześcijańskiej i muzułmańskiej za trzeciego syna Adama i Ewy. 

Salafici z ich satanistycznym czarnym kolorem bojówkarskich uniformów i flag pokazują, że nie mają nic wspólnego z islamem, gdyż ubiór muzułmanów, barwy muzułmanów są od zawsze zielone i Prorok Muhammad nakazywał ubieranie się wszystkim muzułmanom i muzułmankom na zielono oraz używanie flagi w kolorze zielonym. Czarne barwy salafickich i wahabickich dzihadystów nie są barwami kalifatu muzułmańskiego tylko ludobójczego imperium zła, piekła rządzonego przez szejtanów. 

Albo islam, albo śmierć - absurdy salafizmu i wahabizmu 


Iraccy chrześcijanie pod groźbą przymusowego przejścia na islam bądź egzekucji z ręki bojowników dżihadu zmuszeni zostali w połowie sierpnia 2014 roku do ucieczki z leżącego na północy kraju miasta Mosul. Ich kościoły zamieniono na meczety, a domy i majątki bezprawnie skonfiskowano. Wypędzenie jednej z najstarszych na świecie społeczności chrześcijańskich wywołało słowa potępienia i oburzenia ze strony tak różnych osób, jak papież Franciszek i premier Iraku Nuri al-Maliki, który ostro skrytykował działania salafickiego Islamskiego Państwa Iraku i Lewantu (ISIL) nazywając je "zbrodnią i terroryzmem". Każde wyrzucanie ludzi z ich domów, konfiskaty majątków całych rodzin z powodu wyznania czy z powodu biedy i niewypłacalności podatkowej - jak to ma miejsce także w Polsce - godne są potępienia jako zbrodnia przeciwko ludzkości. Mieszkanie jest prawem, a nie towarem. Każdy człowiek musi mieć prawo do bezpiecznego mieszkania w swojej Ojczyźnie, w kraju swojego pochodzenia, a salaficcy zwyrodnialcy muszą się nauczyć respektowania tych podstawowych praw każdego człowieka, każdej rodziny, niezależnie od wyznania i poglądów. 

W końcu lipca 2014 roku sekta ISIL postawiła chrześcijan z Mosulu przed trudnym wyborem: mieli przejść na salaficki "islam", płacić podatek religijny, bądź czekała ich śmierć. – Powiedzieli, że w państwie islamskim nie ma miejsca dla chrześcijan – mówi jeden ze zrozpaczonych uchodźców, który schronił się w miejscowości Bashiqa, 16 mil od Mosulu. – Albo zostajesz muzułmaninem, albo musisz odejść. Ostatnie 1,5 tysiąca  chrześcijańskich rodzin z Mosulu zostało obrabowanych przez sektę ISIL na punkcie kontrolnym, gdy uciekali z miasta. Setki ludzi znalazło schronienie w rejonie pomiędzy Mosulem a Irbilem – stolicą Kurdyjskiego Okręgu Autonomicznego, kontrolowanego przez Peszmergów, bojowników o niepodległość Kurdystanu – niemniej ich przyszłość pozostaje niepewna. - Jeśli sekta Islamskie Państwo Iraku i Lewantu utrzyma się, nie ma sposobu, by chrześcijanie powrócili – mówi ojciec Boutrous Mosh z chrześcijańskiego miasta Karakosz leżącego na południowy wschód od Mosulu. – Od Boga zależy, czy wrócimy, czy nie. Nie spalili naszych kościołów, ale podpalili obrazy, księgi i powybijali okna, jak zwykłe zbóje i szabrownicy. Zakonnikom z założonego w IV wieku klasztoru Mor Behnam, ważnego ośrodka pielgrzymkowego Kościoła katolickiego obrządku syryjskiego, pozwolono zabrać tylko ubrania, które mieli na sobie. Organizacja pozarządowa Human Rights Watch potępiła ISIL za okrutną kampanię przeciwko mniejszościom w rejonie Mosulu. 

Czy ONZ popełniło 'zbrodnię na islamie' 


ONZ przyjęła 15 marca 2013 roku plan walki z przemocą wobec kobiet. Islamistycznym prawnikom z ruchu Bractwa Muzułmańskiego, nie udało się zjednoczyć Organizacji Współpracy Islamskiej (OIC) przeciwko tej konwencji. Po dwóch tygodniach twardych negocjacji przyjęto w końcu historyczny dokument ustanawiający światowe standardy i środki walki z przemocą wobec kobiet i dziewczynek obowiązujące także państwa muzułmańskie. Rozwścieczyło to radykalnych członków sunnickich sekt wahabitów i salafitów oraz kilku mniejszych ekstremistycznych ruchów stając się zarzewiem dla bojówkarskiej działalności prawicowych sunnickich dżihadystów. Radykałowie ekstremistycznej prawicy, uzbrojeni w czarne flagi sunnickiego nazizmu salafiskiego i wahabickiego poczuli się zaatakowani przez ONZ i kraje zgniłego Zachodu. 

Strona radykalnego i ekstremistycznego Bractwa Muzułmańskiego w Egipcie, www.ikhwanweb.com ostrzegała przed podpisywaniem tego dokumentu, który miałby doprowadzić do „całkowitej dezintegracji społeczeństwa i będzie ostatnim krokiem w intelektualnej i kulturowej inwazji na kraje muzułmańskie kraje, eliminującej moralną specyfikę, która pomaga utrzymać spójność islamskich społeczności”. Zarzuty „zbrodni” popełnionych przez ONZ na zdrowym islamskim organizmie powtarzane były za IUMS w środowiskach islamskich. Obejmują one m.in.:

- zrównanie praw dzieci z prawego i nieprawego łoża,
- zastąpienie przywództwa mężczyzn partnerstwem (nawiasem mówiąc w podobnym duchu równość płci krytykuje mufti Nedal Abu Tabaq z Ligii Muzułmańskiej w RP),
- usunięcie wymogu uzyskania zgody męża na podróż, pracę czy antykoncepcję,
- przyznanie kobietom prawa skarżenia mężczyzn w sądzie w sprawach gwałtu małżeńskiego,
- odebranie mężczyznom prawa do decyzji o rozwodzie,
- dostarczanie antykoncepcji młodym kobietom,
- przyzwolenie, żeby muzułmanka poślubiła niewiernego.
No i stało się, gdyż cofnięto całe muzułmańskie społeczeństwo „do ery przedislamskiej ignorancji” w której wszystkie prawa kobiet i dzieci były znacznie lepiej przestrzegane niż ma to miejsce współcześnie. 

Islam zabrania wiernym podróży na Marsa 


To może być dla wielu osób ko­niec ma­rzeń o Ko­smo­sie. Urząd Ge­ne­ral­ny ds. Is­la­mu w Zjed­no­czo­nych Emi­ra­tach Arab­skich orzekł wła­śnie, że pro­po­mo­wa­nie i za­an­ga­żo­wa­nie w pro­jekt "Mars One" za­kła­da­ją­cy po­dróż na Czer­wo­ną Pla­ne­tę bez moż­li­wo­ści po­wro­tu jest ofi­cjal­nie za­bro­nio­ne. - Taka podróż w jedną stronę stanowi prawdziwe zagrożenie dla życia i nigdy nie może znaleźć uzasadnienia w islamie - orzekła specjalna komisja pod przewodnictwem dr Farooqa Hamady. - Istnieje bowiem możliwość, że osoba, która podróżuje na Marsa może nie przeżyć. Taka śmierć będzie traktowana przez islam na równi z samobójstwem popełnionym na Ziemi. 

- Ochrona życia przed wszystkimi możliwymi zagrożeniami jest uzgodnione przez wszystkie religie. Jest to wyraźnie przewidziane w wersecie 4/29 z Koranu: "Nie zabijaj siebie i innych. Zaprawdę, Bóg jest dla ciebie zawsze miłosierny".

W kwietniu 2013 roku holenderska firma Mars One zaprosiła ochotników do lotu i życia na Czerwonej Planecie. Współczesna technologia nie pozwalałaby jednak na powrót. Spółka planuje pierwszą tego typu podróż na Marsa w 2023 roku. Kolejne ekipy zjawiały się na miejscu co dwa lata później w celu utworzenia stałej kolonii ludzkiej. Wnioskodawcy muszą być w wieku od 18 do 40 lat i w dobrej kondycji fizycznej. Chętni zapłacą tylko 38 dolarów, całe przedsięwzięcie będzie kosztować aż 6 mld dolarów. Jak można się domyślać, na reakcję nie trzeba było długo czekać. Wśród zainteresowanych jest także około pół tysiąca Arabów, w tym Saudyjczyków, którzy dowiedzieli się właśnie, że misje samobójcze są zgodnie z Koranem surowo zakazane. Komisja wskazała, że część z nich może traktować wylot jako "ucieczkę przed karą i wyrokiem Wszechmogącego Boga". Ciekawe co powiedzą salaficcy i wahabiccy dżihadyści i inni radykalni ekstremisci na ten werset ze Świętego Koranu, który zakazuje samobójstwa: "Nie zabijaj siebie i innych. Zaprawdę, Bóg jest dla ciebie zawsze miłosierny" (Q.4.29 lub 4.30). 

Aresztowano 16-latkę wybierającą się na dżihad do Syrii 


Szef francuskiego MSW Bernard Cazeneuve poinformował w niedzielę, że dzień wcześniej, 30 sierpnia 2014 roku na lotnisku w Nicei aresztowano 16-letnią dziewczynę, która chciała jechać do Syrii, by dołączyć tam do rebeliantów i wziąć udział w dżihadzie – świętej wojnie salafitów i wahabitów przeciwko reszcie świata. Nieco później zatrzymano 20-letniego mężczyznę, podejrzewanego o to, że zwerbował francuską nastolatkę i kupił jej bilet lotniczy do Turcji, skąd miała przedostać się do Syrii. W Syrii i Iraku do ekstremistycznych bojowników salfickich dołączyły - według danych wywiadów państw zachodnich - tysiące cudzoziemców, z czego wielu z krajów Europy Zachodniej. 

Władze Francji uczyniły z rozbicia zradykalizowanych islamskich komórek jeden ze swych priorytetów, ale nie są w stanie jak dotąd zahamować strumienia swych obywateli, z których niektórzy mają zaledwie 14 lat, wyjeżdżających z kraju, by wziąć udział w wojnie domowej w Syrii. Szacuje się, że około 800 obywateli Francji pojechało walczyć do Syrii. W kwietniu 2014 Bernard Cazeneuve przedstawił środki, które mają zapobiec radykalizacji młodych francuskich muzułmanów, m.in. gorącą linię telefoniczną dla rodziców, by mogli sygnalizować władzom podejrzane zachowania swoich dzieci. W niedzielnym oświadczeniu szef MSW informuje, że skorzystało z niej blisko 300 rodziców, a 45 proc. spraw dotyczyło kobiet lub młodych dziewcząt. Jak podano w oświadczeniu, rodzina aresztowanej w ostatnią sobotę sierpnia 2014 roku nastolatki nie wiedziała o jej zamiarach. We Francji mieszka najwięcej muzułmanów w całej Unii Europejskiej - około 5 mln. 

Konwertytka salafitka kontra imam reformator 


Choroba nowotworowa islamu w postaci sekt salafitów i wahabitów dotarła również do Polski, ale nie jest jeszcze częsta. „Albo ja albo on”, stawia ultimatum Muzułmańskiemu Związkowi Religijnemu konwertytka Agnieszka Amatullah Wasilewska (przed ślubem Witkowska). Chodzi o profesora Selima Chazbijewicza, którego uznała za heretyka po wywiadzie, jakiego udzielił prasie, gdzie wezwał do reformy islamu, skrytykował hidżab i arabizację polskiego islamu. Teraz Wasilewska domaga się od muftiego Tomasza Miśkiewicza i od rzecznika Musy Czachorowskiego zajęcia stanowiska w sprawie rzekomych herezji głoszonych przez byłego gdańskiego imama. „To jest haniebne, co ten człowiek opowiada. Jeżeli on pozostanie członkiem MZR, to kategorycznie proszę moje nazwisko z listy członków usunąć”, domaga się Wasilewska. To kolejna odsłona konfliktu o oblicze polskiego islamu, który chcą przejąc aktywiści morderczych salafickich i wahabickich ugrupowań politycznych. 

Wieloletni imam z tytułem profesorskim, reprezentant zintegrowanych ze społeczeństwem Tatarów, kontra była imprezowiczka alkoholowa i dość świeża konwertytka zamotana przez jakiegoś pokręconego sekciarza-salafitę. Postulat reformy i nowej interpretacji Koranu kontra sfrustrowana salaficka kobieta, która uznaje prymat szariatu i gotowa jest na rozkaz Boga obciąć głowę swojemu dziecku. Takich wątpliwości nie miał pewno też morderca amerykańskiego dziennikarza Jamesa Foleya, brytyjski konwertyta. Brak hidżabu i integracja ze społeczeństwem kontra hidżab jak symbol prawowiernej (tej lepszej od innych) muzułmanki. To także sąd powszechny kontra Sąd Boży, bowiem w odpowiedzi na oszczerstwa Chazbijewicz ostrzega Wasilewską przed procesem, a Agnieszka Wasilewska ostrzega jego przed Sądem Ostatecznym z uwagi na głoszone herezje. Gdyby w kraju obowiązywał szariat, konwertytka nie musiałaby tak długo czekać, gdyż w swoim amoku wystąpiła przeciwko prawowiernemu imamowi, za co raczej powinna być ukamieniowana zgodnie z szariatem, który rzekomo wyznaje. 

Dla zewnętrznego obserwatora dysproporcje są duże i wynik wydaje się oczywisty, ale zdania w muzułmańskiej społeczności mogą być podzielone. Agnieszka Amatullah Wasilewska swego czasu stała się reprezentantką radykalnych salafickich polskich muzułmanek współtworząc bloga Alejkumki i będąc kreowaną na taką przez media. Opowiadała o tym, jak jej życie zmieniło się rzekomo na korzyść, kiedy spotkała islam (salafizm) oraz jak to nowa religia nakazuje szacunek dla kobiet. Sam Chazbijewicz uważa, że wypowiedzi, których udzielała w mediach, nadają się do analizy psychologicznej lub psychiatrycznej. 

Sekciara Agnieszka Wasilewska natomiast na forach internetowych cieszy się też dużym poparciem czarnych jak szejtany współwyznawców, którzy o wieloletnim prawowiernym imamie gdańskiego meczetu, Chazbijewiczu, piszą: „Jaki wstyd”, „Zupełne niezrozumienie islamu”, „Niech Allah ochroni nas przed takimi ludźmi”. Czarny Hidżab w kolorach satanistycznej czerni jest dla nich tym, co odróżnia kobietę od mężczyzny, bo od jego ściągnięcia „tylko krok do tego, że faceci rodzić dzieci będą”. Cała dyskusja pokazuje na pewno jedno: społeczność muzułmańska nie jest monolitem, tak jak chcieliby traktować to niektórzy krytycy islamu, a niebezpieczne sekty sunnickie jak salafici i wahabici panoszą się na polskiej ziemi bezlarnie. Co z kolei jednak nie oznacza, że proporcje rozłożone są w niej równomiernie, gdyż terrorystów i ideologicznych zadymiarzy pokroju Wasilewskiej jest zaledwie kilkanaście, jednak stanowią hałaśliwą i szkodliwą dla islamu jako całości grupę rozrabiaczy. Jedno jest pewne, że agresywne wirusy sekciarskiego salafizmu i wahabizmu powoli zarażają także Polskę. 

Zaskakujące wyznanie byłego premiera Wielkiej Brytanii 


Tony Blair, były pre­mier Wiel­kiej Bry­ta­nii przy­znał, że co­dzien­nie czyta Koran - Swiętą Księgę islamu - in­for­mu­je dailymai.​co.​uk. W wy­wia­dzie dla ma­ga­zy­nu "Ob­se­rver" na początku czerwca 2014 roku po­wie­dział, że czyta świę­tą księ­gę is­la­mu, po­nie­waż wie­dza o re­li­gii jest pod­sta­wą w zglo­ba­li­zo­wa­nym świe­cie. - Czy­tam Koran co­dzien­nie. Czę­ścio­wo po to, aby zro­zu­mieć nie­któ­re pro­ce­sy, które mają miej­sce w świe­cie, ale przede wszyst­kim uwa­żam, że jest on nie­zmier­nie po­ucza­ją­cy - wy­ja­śnił Blair. Były pre­mier już wcze­śniej wy­chwa­lał islam, jako "pięk­ną" wiarę. Twier­dził, że Prorok Muhammad speł­nił "nie­zwy­kle silną cy­wi­li­za­cyj­ną rolę". W 2006 roku Tony Blair po­wie­dział, że Koran to "re­for­ma­tor­ska księ­ga, po­nie­waż wy­chwa­la naukę, wie­dzę, a brzy­dzi się prze­są­da­mi. Prak­tycz­nie wy­prze­dza swój czas w po­dej­ściu do mał­żeń­stwa, roli ko­biet i rzą­dów". W swej istocie dla milionów chrześcijan i judaistów Koran jest Trzecim Testamentem, po Starym Testamencie żydowskim i Nowym Testamencie chrześcijańskim, Koran jest Trzecim Testamentem, a na pewno księgą którą warto znać w Europie podobnie jak Biblię z jej ST i NT... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz