Organizacja Sufich

Organizacja Sufi - Punkt Widzenia Mistrza HIK 


SUFI PIR HAZRAT INAYAT KHAN: 

Kłopotom i trudnościom w mojej organizacji nie było końca. Spotkałem wielu ludzi chętnych do pójścia za Orędziem Sufi, którzy nie chcieli należeć do organizacji, zaś przez całe me życie musiałem bezustannie odpowiadać na te kwestię każdemu przybyszowi, nastawionemu zwykle negatywnie do idei organizacji. Sprawą normalną jest, że ludzie, którzy zostaliby przyciągnięci do moich idei niekoniecznie mają być przyciągnięci do organizacji. Poza tym, wiele organizacji upada, wiele organizacji przyniosło swym członkom kompromitacje, wiele z nich współzawodniczy ze sobą ignorując idee, dla której organizacja jako taka istnieje. To prawda, że w końcu idea ta ulega zagubieniu i organizacja staje się podobna ciału pozbawionemu duszy. Lecz skutkiem takiego stanu rzeczy jest to, że napatrzywszy się na trupy, wielu ludzi zaczyna się obawiać żywych ciał, myśląc sobie, że one również mogą być widmem śmierci.

Musiałem mówić tym ludziom, że organizacja jest niczym okręt zbudowany dla pewnego celu, po to by przewieźć ludzi i ładunek z jednego portu do drugiego. Gdyby w ogóle nie było czegoś takiego jak organizacja, wtedy domy nie mogłyby istnieć, nie istniałyby siły obrony państwa, krótko mówiąc we wszystkich dziedzinach życia organizacje potrzebne są po to, by uczynić wszystkie sprawy łatwiejszymi, a życie wygodniejszym. Wielu, którzy ustosunkowują się nieprzychylnie i potępiają organizację jako taką, gotowych jest wyzyskać korzyści jakie wynikają z jej istnienia. Kiedy mówią: "Organizacja nic nas nie obchodzi", to brzmi to jak: "Lubię jeść, ale kuchnia mnie nie interesuje."

Dawniej liczni pomyśleli, że mogą mnie tolerować jako szefa organizacji, ale nikogo poza tym, nikogo innego oprócz mnie. Przypominało to akceptacje głowy i odrzucenie reszty ciała, tych części, które nie mogą zostać odłączone jedna od drugiej tak długo, jak długo życie łączy je obie ze sobą. Musiałem wyjaśnić im, że nie mogę rozdzielić się na wiele części, a nawet gdybym był w stanie tego dokonać, to mimo to każda z moich części musi różnić się od innych, tak wiec lekcją jakiej musiałem nauczyć tych ludzi była lekcja tolerancji. Wielu stwierdziło, że mogą mnie tolerować, lecz musiałem im wytłumaczyć, że to nie wystarczy, że muszą tolerować również innych ludzi, którzy mają do wykonania w organizacji jąkać pracę. Natura ludzka zawsze okazuje się być jakby dziecinna, szczególnie w przypadku działania organizacji, która niekoniecznie jest duchowa. Funkcjonowanie organizacji dostarcza ludziom światowej (materialnej) podniety, a kiedy już się ona pojawiła, wtedy duchowy ideał, dla którego istnieje organizacja, zostaje zapomniany.

Jeśli chodzi o prace administracyjne, to nie było widać końca kłopotom i trudnościom wywoływanym przez niektórych z moich pomocników, którzy, z tej czy innej przyczyny, pracowali dla Sprawy (Przyczyny) nie zwracając uwagi na mój punkt widzenia ani na mój pogląd na życie. Bardzo często na skutek braku cierpliwości porzucali swą pracę i czynili pewne sprawy przykrymi, co można zaobserwować we wszelkiego typu kompetencjach i przejawach aktywności. Zauważyłem jednak, że bez organizacji niemożliwą rzeczą byłoby wykonywanie pracy i podołanie jej, szczególnie na Zachodzie. Na początku starałem się działać w oparciu o takie same zasady jak na Wschodzie, ale nie odniosłem powodzenia. Sporo ludzi zainteresowało się ideą, zainteresowało się Orędziem, większość z przyciągniętych do niego, ale wobec braku organizacji, nie było nic, by utrzymać tych ludzi razem. Tak więc doznawszy rozczarowania wielu ludzi odpadło i rozproszyło się. Nie można zebrać kwiatów nie mając koszyka, taką też rolę dla idei pełni organizacja. Dla mnie, urodzonego ze skłonnością do trzymania się z daleka od wszelkiego rodzaju doczesnych działalności, i który z każdym dniem coraz bardziej zaczynał tracić kontakt ze wszelkimi ziemskimi sprawami, posiadanie organizacji by coś zdziałać, kontrolować i przeprowadzić (wykonywać), stanowiło wielką próbę i każde zakłócenie i przeszkoda w jej prowadzeniu czyniło moje położenie bardzo trudnym, a mojego ducha zaniepokojonym (zakłóconym). Gdyby nie chodziło o Sprawę, wartą każdej ofiary w życiu, to nawet przez moment nie zawracałbym sobie głowy organizacją.

Wielką trudność sprawiało mi również znalezienie odpowiednich pracowników (działaczy), zdolnych odpowiednio sprostać wymogom Sprawy. Wydawało się, że niektórym dobrym ludziom brakowało zapału by iść naprzód oraz być zwolennikiem i orędownikiem Sprawy, natomiast ci, którzy posiadali właśnie te cechy, wykazywali brak taktu, delikatności, wyczucia i szerokiego punktu widzenia, brak tego bezgranicznego i wszechobejmującego ducha będącego kluczem do sukcesu każdego rodzaju.

Niektórzy nie mieli dość zaufania do samych siebie, niektórzy w niewystarczającym stopniu znosili trudności, które pojawiały się w efekcie naturalnego biegu spraw, inni z kolei z powodu swych silnych upodobań i uprzedzeń nie zgadzali się i nie żyli dobrze ze współbliźnimi pracownikami (działaczami). U niektórych, być może bez ich wiedzy, pozostawało ziarno nacjonalizmu lub iskra religijnej zajadłości i fanatyzmu (bigoterii). W sercach innych z kolei dawał się wyczuć cień uprzedzenia rasowego, zaś u niektórych swoistego rodzaju myśli i przekonania. Niektórzy murid, od których oczekiwałem pomocy i wsparcia dla Sprawy, powiedzieli: "Moi ludzie nie są jeszcze gotowi na twe Orędzie", które to słowa zinterpretowałem w ten sposób, że oni sami nie byli jeszcze gotowi by działać dla Orędzia, dla Posłania przeznaczonego całemu światu. Niektórzy, na moją prośbę o to, by działali dla Sprawy, odrzekli: "Murszid, Ty sam stanowisz dla siebie najlepszą propagandę", co nie schlebiało mi, acz pokazało tylko, że ludzie ci woleliby raczej żebym to ja pracował, niż mieliby kłopotać siebie samych.

Byli tacy, co przyszli do mnie z życzliwością, dobrą wolą i wielkim pragnieniem pomocy, lecz z własnymi pomysłami i planem działania. Chcieli, żebym natychmiast zmienił całą organizacje, odbierając różne prace, które zostały powierzone murid, którzy dobrowolnie oddali się do dyspozycji z poświecenia i oddania dla Sprawy. Chcieli zmienić, zgodnie ze swym planem, wszystko co stworzyłem po latach pracy i doświadczenia. Zrobiło to na mnie wrażenie sytuacji, w której pod nowy świeżo zbudowany dom podchodzi jakiś człowiek, spogląda na budowle i oferuje swą pomoc przy jej wykończeniu, pod warunkiem jednak, że najpierw zostaną rozkopane całe fundamenty. To nie koniec, człowiekowi, który sam jeden pracował przy stawianiu fundamentów budowli i tym, którzy przybyli do pomocy, kiedy nie było nikogo innego, kto by pomógł, tym ludziom trzeba teraz kazać wynosić się stamtąd, kiedy już większość fundamentów jest ukończona, ponieważ ktoś inny, bardziej zdolny, pragnie pomóc i być obecny przy stawianiu budynku. Mimo najszczerszych chęci, mój zmysł analizy motywacji i uzasadnień nie może w takim postępowaniu doszukać się sprawiedliwości. Często, kiedy te kwestie, podnoszono w mojej obecności wprawiało mnie to w osłupienie. Brakowało mi słów by przedyskutować tę sprawę. Kiedy przepaść miedzy dwiema ideami jest zbyt wielka, wtedy trudno jest się dogadać, toteż ku memu wielkiemu zawodowi musiałem odrzucić ofertę pomocy tego typu ludzi.

Z mej strony nieustanna sumienność i skrupulatność w braniu pod uwagę uczuć każdego człowieka, zaś ze strony niektórych z moich współpracowników lekceważenie tej zasady, doprowadzało mnie czasami do takiego stanu wrażliwości jak gdyby darto mi pasy z serca.

Niektórzy z pracowników pojawiali się u mnie obiecując mi z niesamowitą ochotą i wielkim entuzjazmem pomoc nie dlatego, że chcieli pomóc Ruchowi Sufi, tylko dlatego, że chcieli w ogóle coś zrobić. Jeśli nie Ruch Sufi, to wybraliby jeszcze coś innego, czym mogliby się zająć. Czasem przyjmowałem ich pomoc, aczkolwiek nie często. Nigdy nie okazało się to być zadowalającym rozwiązaniem, a to z tej przyczyny, że nie ich poświecenie i oddanie Ruchowi Sufi było elementem, który pobudzał ich do działania, ale ich własny niecierpliwy, niesforny duch, nie mogący się uspokoić. Ludzie tacy pragnęli przez cały czas coś robić.

Wielu pragnęło odnieść jakąś korzyść dzięki naukom Sufi oraz dzięki mej pomocy na ścieżce, nie byli jednak gotowi poświęcić w imię idei tego, co uważają za swą najlepszą zasadę, mianowicie nie przyłączanie się do niczego, ponieważ obawiali się, że w ten sposób staliby się ograniczeni. Nie wiedzieli jednak, że ograniczyli siebie samych swą własną zasadą - poprzez niezdolność do przyłączenia się, ograniczyli siebie, ponieważ nie byli wolni. To pokazało niesprawiedliwość ludzkiej natury, nawet w przypadku ludzi poszukujących Prawdy, najcenniejszej rzeczy, jakiej można by w ogóle poszukiwać. Nawet w dociekaniu Prawdy nie są gotowi poświecić swej małej zasady.

Niektórzy nie chcieli przypinać sobie etykietki z nazwą określonej organizacji i odmówili przyłączenia się do Zakonu pomimo prawdziwego i głębokiego zainteresowania tą sprawą. Jednak prawdziwym powodem ich odmowy jest zawsze to, że nie są jeszcze wolni od pewnego rodzaju etykietki, którą sami sobie nakleili, której są nieświadomi. Albowiem kiedy dusza jest już wolna, to posiada również wolność do przyłączenia się do czegokolwiek, do czego przyłączyć się ma ochotę, nic jej nie wiąże. Albowiem wolna dusza pokazuje otwarcie na wszystkie rzeczy i sprawy. Niektórzy pracownicy narzekali na trudności i kłopoty w działaniu i wyciągali przede mną, jako nowości, coś co zawsze było mi wiadome, co zawsze znałem, a rozwiązania owych problemów można by poszukać w nich samych, nic innego nie dało by odpowiedzi na postawiony problem. Byli też tacy, co mówili: "Ludzie wygadują różne rzeczy przeciwko Murszidowi, albo przeciwko pracownikom (działaczom), albo przeciwko sposobowi realizacji zadań, albo przeciwko nauce Sufi". Odkrywałem, że pracownik nie był jeszcze w takim przypadku wystarczająco rozbudzony do znalezienia odpowiedzi na określone pytania, był natomiast dotknięty i przejęty tym, co mu powiedziano i pragnął jedynie dodatkowej siły do wzmocnienia wierzenia przeciwko słowom jakie padły. Niektóre krytycznie nastawione dusze mówiły wszystko, co wyszło z ich umysłu jako coś powiedzianego przez kogoś innego i tym sposobem doznawały ulgi dając upust pewnym myślom. Moi przeciwnicy zawsze wykorzystywali słabość wiary murid, chwiejność i słabość umysłu działaczy, a próbowali czynić w ten sposób albo przez okazywanie zrozumienia i sympatii dla pracy lub konkretnej osoby i, z sympatii, mówiąc: "Jaka wielka szkoda, że zostało to tak niedobrze zrobione", albo poprzez nastraszenie ich czyniąc bhau (w jęz. wschodu: siać terror, panikę, zastraszać) którejś z moich osób albo jakiejś pracy stwierdzeniem: "Jest to działanie polityczne, może kryć się za tym pewne niebezpieczeństwo" lub też twierdząc, że jakieś działanie jest antyreligijne, albo mówiąc coś jeszcze innego, by splamić i oczernić moje życie. Ci, którzy nie mogli opierać się wystarczająco długo ulegali takim wpływom i nagle pozostawiali mnie i moją pracę. Ludzie próbujący wytworzyć niezgodę wśród murid i działaczy odkrywali, że osiągnięcie celu nie jest trudne (nawet gdy w grę wchodzili najbardziej oddani z murid), i udawało im się to. Udawało im się wpływać na najbardziej oddanych działaczy i murid apelując do nich, sięgając do ich religijnej, narodowej albo rasowej dumy. Interesowało mnie obserwowanie jak takie działanie wytwarzało natychmiast w umyśle murid przeszkodę, tak że nawet o tym nie wiedzieli.

W sposób nieunikniony zostałem rzucony w wir tej samej bitwy, której wielu innych ludzi wygląda z wielkim pożądaniem. Niektórym ludziom wydaje się, że nie ma to znaczenia czy są przeciwko Murszidowi, jeśli tylko pracują dla Przyczyny. Zapomnieli oni jednak, że Murszid jest pierwszą Przyczyną.

Niektórzy przyszli do mnie ze słowami: "Podobają mi się twoje pomysły i idee, ale nie ich religijna postać." Inni stwierdzili: "Chciałbym inicjacji, ale żeby obyło się bez dyscypliny." Padały i inne głosy:

- "To wszystko musi być bezosobowe, nie wolno pozwolić by pojawiło się coś związanego z konkretną osobą (osobowego)."

"Uduchowiona osobowość jest jedyną rzeczą dającą mi świadectwo Prawdy jaką niesiesz. Zakon jednakże mniej mnie obchodzi."

-"Idea braterstwa bardzo mnie pociąga, ale nie wierzę w żaden mistycyzm."

-"Mistycyzm nawet mnie interesuje, ale wcale nie obchodzi mnie część religijna tego wszystkiego."

-"To najpiękniejsza rzecz jaką kiedykolwiek zdarzyło mi się usłyszeć, zastanawiam się jednak czy jest ona chrześcijańska?"

- "To jest idea wschodnia, obca umysłowi Zachodu."

-"Nie powiem, żeby było to coś obcego nam, ludziom Zachodu. Znamy naszą religię. Co mielibyśmy ochotę poznać, to po prostu coś ze Wschodu."

-"Owszem, mogę się przyłączyć, o ile tylko dowiem się, że wierzysz w doktrynę karmy i reinkarnacji, stanowiące podstawę mojej wiedzy."

Niektórzy pytali też, czy uczenie się i poznawanie mądrości jakiej naucza Sufizm odbierze im wiarę w ich własną religię. Zastanówmy się, czy wiara, coś co należy do konkretnego człowieka i tylko do niego, rzecz, której nikt na świecie nie jest w stanie poruszyć, mogłaby zostać naruszona światłem wiedzy. A nawet gdyby jakimś cudem światło wiedzy naruszyło wiarę ludzi, to tylko jeszcze bardziej rozjaśniłoby ją i ożywiło!

Gdyby postarać się udzielić odpowiedzi na pytanie: czego ludzie pragną, a czego sobie nie życzą jeśli chodzi o dogmat, formę, kapłaństwo i wyznanie (wiarę), to podsumowawszy to wszystko razem okaże się, ze otrzymalibyśmy w wyniku po prostu zero.

Ten fakt z pewnością wywoływał większe lub mniejsze trudności dodane do problemów i tak już obecnych w mojej pracy. Uważałem to jednak za naturalną kolej rzeczy i starałem się nie zwracać na te sprawy uwagi, za wyjątkiem sytuacji, kiedy trafił mi się działacz, który przejawiał skłonność do prowadzenia Ruchu na smyczy, tak żeby organizacja nie wysuwała się za bardzo do przodu, i był wdzięczny kiedy dano mu tę szansę. Człowiek ten powagą swego urzędu powstrzymywał Ruch przed rozkwitem. Sytuacja taka miała miejsce nie jeden raz, pokazując nie tylko tyranie ludzkiej natury, lecz również absurdalność próby kroczenia duchową ścieżką, a mimo to karmienia tego typu egoizmu tkwiącego w ludzkiej duszy niczym cierń. Mój żal nad nimi był większy od rozpaczy nad moimi własnymi sprawami. Zetknąłem się w Ruchu z ludźmi, którzy poszerzali, rozciągali swój "towarzyski" wpływ wśród wartościowych i poważnych murid, by wywrzeć na mnie wrażenie, że to oni trzymają razem członków Ruchu, oraz że, jeśli się z nimi nie zgodzę, sprawią że nie będą się zgadzali ze mną wszyscy, którzy pozostają w zasięgu ich wpływu. Kłopoty jakie sprawiali mi przyjaciele i pomocnicy były czasem cięższe do zniesienia niż trudności stwarzane przez moich przeciwników.

Właśnie praca organizacji uzmysłowiła mi istnienie pewnej strony ludzkiej natury, której nie spodziewałem się napotkać w duchowych sprawach. Nie podobna wyrazić słowami mojego zdumienia, kiedy odkrywałem że niektórzy z działaczy zostaliby moimi przyjaciółmi, gdybym poszedł za ich radą albo, w przeciwnym razie, będą postępowali jak moi przeciwnicy. Przypomina to powiedzenie: "Będziemy albo twoimi przyjaciółmi, albo wrogami, żadnego kompromisu." Wprowadzało mnie to w przykry nastrój, jednakże żal było mi tych ludzi z powodu ich zatracenia się w bezowocnych wysiłkach, żałowałem ich bardziej niż siebie samego.

Wielu ludzi, nie tylko obcych, ale również przyjaciół, murid i działaczy, powiedziało mi, że obawiają się iż Ruch Sufi mógłby się z czasem stać jakimś wyznaniem. Niektórzy z nich z tej właśnie przyczyny nie przejawiali chęci do wspierania tej Sprawy. Całkowicie rozumiem ich punkt widzenia, postrzegam go tak jasno i wyraźnie jak oni sami, lecz mimo to nie wątpię, że wiara utrzymująca Orędzie w świeżości, jak nowe, działa niczym serce wprawiające krew w ruch po całym organizmie, jakim jest świat. Jednakże wyznania, które utraciły swój magnetyzm, kiedy dobiegła końca ich misja na tym świecie, żyją na nim jak martwe komórki krwi w ciele. Człowiek widzący to we właściwy sposób nie potrzebuje porównywać serca z martwymi komórkami krwi. Poza tym, ta sytuacja przypomina mówienie Bogu Stwórcy: "Nie buduj materialnego, ziemskiego ciała dla duszy, która jest boska. Ciało to będzie zapalczywe i porywcze, uczyni człowieka materialistą, przywiązanym do spraw i rzeczy ziemskich, sprawi, że człowiek zbłądzi, że zapomni o Bogu, nakłoni go do rozlewu krwi. Te właśnie ciała będą toczyły boje, kłótnie i przelewały morze krwi na świecie, dopuszczą się również wszelkiego rodzaju grzechów. Tak wiele jest niekorzyści płynących ze stworzenia ciał ludzkich." Stwórca dałby jedną odpowiedź: "Widzisz ujemne strony, ja zaś widzę korzyść jaka za tym wszystkim się kryje. Nie wiesz ty, który krytykujesz. To ja wiem, to jest moja sprawa."

Czasem u murid, szczególnie wśród działaczy, którzy zdolni są do głębszego zainteresowania się sprawami organizacji, pojawia się tendencja do myślenia, że Murszid pochodzi ze Wschodu i dlatego nie nawykł do zachodniego sposobu działania organizacji. Wraz z tym pojawia się skłonność do brania tego za dobre usprawiedliwienie dla swego niezadowolenia, skarg i rozgoryczenia, które spowodowały więcej kłopotów i zamieszania niż to jest potrzebne w organizacji, która nie jest przecież organizacją ani o charakterze ekonomicznym, ani politycznym.

Wszędzie gdzie tylko się znalazłem zaobserwowałem jedną rzecz, która za każdym razem wprawiała mnie w rozbawienie. Moi przyjaciele, tak ze Wschodu jak i Zachodu przemawiali do mnie jak do dziecka w kwestiach związanych z moją pracą. Mimo tego, że wiedzieli iż działałem już i mam jakieś doświadczenie, zawsze mogłem od nich usłyszeć następujące teksty: "Charakter naszych ludzi różni się od charakteru innych." Brzmi to jak stwierdzenie, że: "Niebo nad naszym krajem całkowicie różni się od nieba nad resztą świata. Tu świeci nasze własne słonce i mamy również jedyny w swym rodzaju księżyc." Nauczyłem się jednak z tego jak to każdy, będąc świadomym przynależności do swej własnej, określonej, szczególnej części ludzkości, ignoruje wspólną, powszechną zasadę ludzkiej natury, zasadę pracującą wszędzie w ten sam sposób, pod wieloma i różnymi postaciami.

Zawsze miałem do rozwiązania problem dotyczący finansów. Nadal zresztą pozostał on nierozwiązany. Gdybym zajmował się religią wywołującą w pewnej wierze dumę z faktu jej ekspansji, albo gdybym kierował Ruchem patriotycznym, który sprawia, że jakaś rasa lub naród interesuje się poparciem takiego ruchu, to nie byłoby końca zewsząd przychodzącej pomocy. Miałem jednak do czynienia z ruchem, który ani nie leży w interesie jakiejś szczególnej wiary, ani nie zapewnia żadnemu wybranemu narodowi sukcesu, szczęścia, powodzenia oraz zasług i zaszczytu, ale leży w interesie całej ludzkości, przeto oczywistą sprawą jest, że żadna określona część ludzkości nie przejawiła specjalnego zainteresowania Ruchem, chociaż wielu ludzi podziwia jego cel. Z tego właśnie względu Ruch zawsze cierpiał pod względem finansowym. Tak przywykłem do tego stanu rzeczy, że wydaje mi się, że jest to stan naturalny, że tak po prostu ma być. Lecz nic na świecie nie zniechęciłoby mnie. Gdyby nawet na prowadzenie pracy nie było ani grosza, gdyby nie towarzyszyła mi, nie popierała i nie pomagała mi ani jedna dusza, pracowałbym do ostatniego tchu. Bowiem cała moja moc i siła pochodzi ze Źródła, z Którego pochodzi Orędzie (Posłanie) przeznaczone mi przekazywać. Stąd jedyna moja satysfakcja płynie z wypełniania swego zadania najlepiej jak potrafię i nie ma znaczenia w jakich okolicznościach i warunkach przyjdzie mi działać.

Sufi Hazrat Inayat Khan

(Przypis Tłumacza z MZS: Niniejszy tekst pochodzi z początku XX wieku, ale jest ciągle aktualny i zdaniem Sufich Wschodu, ludzie na Zachodzie ciągle generują podobne problemy i kłopoty w wielu różnych organizacjach duchowych, co jest powodem, że wielu naprawdę wielkich mistrzów nie przyjmuje uczniów z Ameryki i Europy ani nawet nie chce przyjeżdżać na Zachód! Z punktu genetyki można te opisane przez Hazrat Inayat Khan problemy organizacji ująć w terminach współczesnej genetyki jako zboczenie spowodowane domieszką szkodliwych genów Neandertalczyka, który sam siebie skazał na wymarcie z powodu swego zachowania. Międzynarodowy Zakon Sufi Inayat Khan w Polsce niestety nie był i ciągle nie jest wolny od opisywanych tu problemów polegających na wygryzaniu i niszczeniu głównych liderów i ich pracy przez włocławskich Neandertali żądnych władzy i zysku z duchowości, Neandertali z tak zwanej mafii Zygadło,  Horskiej i Rakowskiej oraz ich wspólników szukających dużych zysków z duchowości! Taki to jest nowotwór - rak duchowości u wielu osób, pragnących władzy i niesłuchających Mistrzów Ducha, choroba duszy o jakiej całkiem dobrze napisał Mistrz Sufi - Hazrat Inayat Khan w tym dziele o Organizacji!) 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz