Każdy kto walczy przeciwko Australii straci jej obywatelstwo i związane z tym przywileje – zapowiada australijski premier Tony Abbott. Australijskie władze przechodzą do ofensywy w walce z wahabitami i salafitami - islamskimi radykałami. W połowie lutego 2015 roku w wybrzeże Australii uderzyły dwa potężne cyklony, które wyrywały drzewa, zrywały dachy i podtapiały ulice, ale w światowych mediach nie cyklony, tylko zaostrzenie przepisów o obywatelstwie, które miałyby ochronić Australię przez terroryzmem wahabickim wywołało prawdziwą burzę. „Osoby, które walczą przeciwko Australii stracą obywatelstwo naszego kraju” – mówił premier Tony Abbott, stojąc w siedzibie głównej policji w Canberze. Dotyczy to również osób, które urodziły się w Australii. Mówiąc o przywilejach, premier miał na myśli możliwości swobodnego wyjazdu i powrotu do kraju, ograniczenie dostępu do świadczeń socjalnych czy usług konsularnych za granicą.
Premier Abbott przypomniał, że australijscy żołnierze walczą w Afganistanie i w Iraku, a jesienią 2014 roku Australia wysłała do walki z wahabicką sektą zwąca się Państwem Islamskim 600-osobowy kontyngent żołnierzy i osiem samolotów wielozadaniowych. Ze słów premiera wynikało też, że australijscy żołnierze walczą z salafickimi i wahabickimi terrorystami nie po to, żeby w domu mieć ataki terrorystyczne. Czyli albo walczysz z nami, albo jesteś przeciw nam. Mocne słowa australijskiego premiera to konsekwencja nasilającego się strachu społeczeństwa przed bandyckimi atakami nawiedzonych ideologicznie salafitów z sekty wahabitów. Jesienią 2014 roku gruchnęła wiadomość o tym, że bojownicy z wahabickiej sekty Państwa Islamskiego (IS) planowali w Sydney publicznie zamordować przez ścięcie kilkadziesiąt przypadkowych osób. Australijski wywiad przechwycił apele zajmującego wysoką pozycję w strukturach wahabickiej sekty Państwa Islamskiego Australijczyka - według prokuratora generalnego Australii nawołująca osoba pochodziła z Afganistanu, ale mieszkająca w Australii i mająca australijskie obywatelstwo. Zabójstwa miały być pokazówką zbójeckich skłonności sekty wahabitów. Miały zasiać strach przed sektą wahabitów i chyba zasiały. Zatrzymano wówczas 15 osób podejrzewanych o przygotowywanie ludobójczej zbrodni. Na początku stycznia 2015 roku policja kryminalna Australii aresztowała kolejne dwie osoby podejrzane o wahabicki terroryzm, 24- i 25-latka, którzy przygotowywali atak w imieniu saudyjskiej sekty wahabitów zwących się Państwem Islamskim.
Rząd już w sierpniu 2015 roku roku zaproponował pakiet przepisów, które miały wspomóc walkę z terroryzmem wahabickiej sekty salafitów. Przekazano też 630 mln dolarów australijskich (590 mln dolarów amerykańskich) na potrzeby wywiadu i służb bezpieczeństwa Australii, oraz ponad 60 mln dolarów na walkę z salafickim sekciarskim ekstremizmem i radykalizacją postaw wśród młodych ludzi o psychopatycznych skłonnościach. Podobnie jak w lutym 2015 roku, kiedy prokurator generalny zapowiedział, że rząd stworzy zespół do monitorowania mediów społecznościowych i wychwytywania wahabickiej sekciarskiej propagandy terrorystycznej. Australijskie władze od dawna ostrzegają, że kraj stoi w obliczu rosnących zagrożeń wahabickim terroryzmem, w tym zwłaszcza ze strony sekt salafickich islamskich radykałów. Po raz pierwszy od 2003 roku w kraju podniesiono alert antyterrorystyczny z umiarkowanego na wysoki. Według danych rządowych ze 110 Australijczyków, którzy wyjechali do Syrii, żeby walczyć w szeregach wahabickiej sekty Państwa Islamskiego zginęło już co najmniej 20 osób, ale część z tych ludzi aktywnie wspiera ludobójczych dżihadystów z kraju albo wręcz wróciła do Australii i dzisiaj może stanowić zagrożenie dla normalnych obywateli kraju.
Tyle że nie można wszystkich terrorystów wrzucać do jednego worka, bo nie wszyscy są członkami saudyjskiej sekty wahabitów uważających się za cały islam, chociaż w rzeczywistości są sektą charydżytów, która ma nie wiele wspólnego z islamem. Najlepszym tego przykładem jest Man Haron Monis, uchodźca z Iranu, który w połowie grudnia zeszłego roku wziął kilkunastu zakładników w kawiarni w Sydney, bo choć na początku również twierdził, że działa w imieniu ludobójczej sekty Państwa Islamskiego, a policja nazywała go „samotnym wilkiem” i mówiła o nowym obliczu wahabickiego terroryzmu saudyjskiego, to w trakcie śledztwa wyszło na jaw, że Monis, który uważał się także za duchowego uzdrowiciela i znawcę czarnej magii, już wcześniej miał problemy z prawem, był oskarżony o napaści na tle seksualnym oraz pomoc w zabójstwie własnej żony. Sekta wahabitów zwąca się Państwem Islamskim akurat znawców czarnej magii też skraca o głowę niczym średniowieczna inkwizycja katolicka wszelkiej maści czarownice.
Dzisiaj Australia ma najwyższy od 1998 roku poziom bezrobocia wśród młodych ludzi, co oznacza bardzo złą politykę gospodarczą, gdyż zdrowa ekonomia wszystkim daje pracę i zrównoważony budżet, chociaż wymaga socjalnego ograniczenia pazernych korporacji biznesowych niszczących całe państwa i narody w imię źle pojętego zysku i wzrostu gospodarczego. Wielu z imigrantów, którzy przyjechali do Australii w poszukiwaniu lepszego życia, nie poprawiło swojego losu,a wręcz pogorszyło swój los z powodu ekonomicznego imbecylizmu rządów kapitalistycznych, które nie rozumieją że wszelki dziki kapitalizm i fiskalny ucisk jest szkodliwy dla gospodarki oraz większości obywateli. Po latach walki i próbach znalezienia pracy, zapewniającej godne życie, efekt końcowy często jest taki, że ideologia terrorystyczna, sączona przez zwolenników niebezpiecznej sekty wahabickich ludobójców z tak zwanego Państwa Islamskiego ma często dla tych ludzi większy urok niż wartości, jakie niesie za sobą przynależność do australijskiego społeczeństwa, które zdecydowanie nie dba o swoich obywateli. Odpowiedź Australii na terroryzm nie może być obliczona na szybki zysk polityczny, powinna być raczej szerszą strategią, biorąca pod uwagę problemy, które doprowadziły do niezadowolenia społecznego., co oznacza poważne socjalne reformy i rezygnację z ekonomii dzikiego kapitalizmu na rzecz rozwiązań prospołecznych Mówienie ludziom, że jeśli podniosą rękę na państwo australijskie, to w konsekwencji stracą obywatelstwo i związane z nim przywileje, potwierdza tylko ich poczucie rozczarowania i wykluczenia.
Osoby o podwójnym obywatelstwie, które są zaangażowane w jakikolwiek sposób w terroryzm, mogą utracić lub mieć zawieszone australijskie obywatelstwo. Również osoby, które urodziły się w Australii, mogą utracić pewne przywileje, jeśli złamią prawo antyterrorystyczne - poinformował Abbott. "Ludzie, którzy walczą przeciwko Australii, tracą obywatelstwo" - podkreślił premier, przemawiając w siedzibie głównej policji w Canberze. "Analizujemy zawieszenie niektórych przywilejów, wynikających z posiadania obywatelstwa, osobom, które są zaangażowane w terroryzm. Mogłyby one obejmować ograniczenie możliwości opuszczania Australii lub powrotu do niej, a także (ograniczenie) dostępu do usług konsularnych za granicą, czy świadczeń socjalnych" - poinformował szef australijskiego rządu. "Zagrożenie terrorystyczne w kraju i za granicą rośnie i coraz trudniej jest z nim walczyć" - zaznaczył. "Australijczycy, którzy chwytają za broń wraz z ugrupowaniami terrorystycznymi, zwłaszcza gdy australijskie siły są zaangażowane w Afganistanie i Iraku, opowiadają się przeciwko naszemu krajowi i powinni być odpowiednio traktowani" - podkreślił Abbott.
Australijski sąd najwyższy potwierdził w 2012 roku wyrok 12 lat więzienia dla byłego pracownika linii lotniczych Qantas, który w internecie umieścił podręcznik dżihadysty. Tłumaczył w nim m.in., jak zbudować bombę lub zestrzelić samolot. 42-letni Belal Chazal został zatrzymany w 2004 r. Jest on autorem napisanej po arabsku książki elektronicznej pt. “Podstawy dżihadu: porady prawne i praktyczne wskazówki dla bojowników z niewiernymi i mudżahedinów”. Na 110 stronach pochodzący z Libanu i mieszkający w Sydney Chazal wymienił listę celów. Znaleźli się na niej m.in. były prezydent USA George W. Bush i były szef CIA George Tenet. W książce Chazal opisywał tworzenie wybuchowych pakunków oraz tłumaczył, jak uprowadzić ważne osobistości. Sąd pierwszej instancji w 2009 roku skazał go na 12 lat pozbawienia wolności. Na skutek apelacji w 2011 roku wyrok został zmieniony, jednak prokuratura odwołała się do sądu najwyższego. Były pracownik Qantas utrzymuje, że nie chciał podżegać do przemocy. Sąd najwyższy nie uwierzył mężczyźnie i odrzucił wszelkie “prawdopodobieństwo, że celem jego książki nie było ułatwienie zamachu terrorystycznego”. Jak pisze agencja AP, nie ma dowodów na to, że była ona przyczyną ataku.
Głosować w Australii trzeba obowiązkowo bo jak nie to kara w wysokości 50 AUD nakładana jest, i nie można sobie ot tak powiedzieć, że ja to nie głosuje bo inni i tak zdecydowali. Obowiązek udziału w wyborach wydaje się słuszny w każdym kraju, gdzie ma istnieć demokracja czy chociażby jej pozory. W Australii panuje trójstopniowy podział władzy czyli władza lokalna (takie powiaty), stanowa (województwa) i federalna (ogólnokrajowa). Ciekawostką jest że stany mają dużo władzy i są one przez to całkiem różne, takie jakby państwa na kontynencie australijskim. Australijski urząd podatkowy to system z wysokimi podatkami ale i dosyć dobrą ich redystrybucją tzn. nie wszystko kradną tak jak w Polsce, tylko jednak coś z tych podatków jest budowane. VAT (zwany GST) to 10% a na niektóre artykuły nawet mniejszy, jego wprowadzenie w latach dziewięćdziesiątych XX stulecia spowodowało istny szok cenowy i wielką awanturę polityczną. Kwota 18.200 AUD rocznie jest zwolniona od podatków dochodowych.
Otrzymanie numeru podatkowego to 15 minut w necie otworzenie firmy to 15 minut w necie, z tym że rodzajów firm nie ma tak dużo i raczej firma działa w jednej branży, którą oczywiście można zmienić w trakcie działania firmy. System ekonomiczny to niby jest raczej wolny rynek (kapitalizm) ale z drugiej jest bardzo regulowany, a trochę przypomina kraje skandynawskie. Prowadzenie jednoosobowej działalności gospodarczej w Australii to bajka w porównaniu z Polską, rozliczanie raz do roku lub raz na kwartał - polegające na podaniu zakładanego przychodu tak około i odprowadzenie od tego stosownego podatku, 10 min roboty. Sprzyja to zwykłym ludziom, którzy z czegoś żyć muszą.
Około pół miliona ludzi w Australii to muzułmanie, co stanowi około 2,2 procent całej populacji mieszkańców tego kraju, ale jak widać jest problemem. Istnieją także wspólnoty typowo sufickie w Australii. Islam oznacza poddanie woli Wszechmogącego Boga, a ta wola jest odczytywana przede wszystkim ze świętej dla muzułmanów księgi Koranu. Niestety, różne społeczności w zależności od swojej edukacji rozmaicie odczytują tę wolę Bożą, a co za tym idzie powstają rozmaite denominacje islamu, w tym sekty takie jak salaficcy wahabici czy chadżyryci. Najwięcej muzułmanów mieszka w mieście Sydney, gdzie jest także ponad 20 meczetów islamskich, a także wiele spraw o zbrodnie pedofilskie pod pozorem nielegalnych ślubów pedofilskich muzułmanów z nieletnimi dziewczynkami w wieku lat 12-15. Według spisu z 2001 roku islam to czwarta religia Australii, 36% muzułmanów w Australii, to rodowici Australijczycy, 10% Libańczycy, 8,5% Turcy, 4% Bośniacy, 3,5% imigranci z Afganistanu, 3,2% z Pakistanu, 2,9% Indonezji, 2,8% Iraku, 2,7% Bangladeszu, 2,3% Iranu i 2% z Fidżi.
Australijski wymiar sprawiedliwości skazał w 2010 roku na kary pozbawienia wolności od 23 do 28 lat pięciu salafickich członków sekty wahabitów uważanych za muzułmanów. Oskarżono ich o ludobójczy terroryzm. Sędzia Anthony Whealy z Sądu Najwyższego Nowej Południowej Walii ogłaszając wyrok podkreślił, że działania skazanych motywował zbrodniczy brak tolerancji i nieelastyczne przekonania religijne. Winę mężczyzn w wieku od 25 od 44 lat sąd uznał już w październiku 2009 roku. Ciążyły na nich zarzuty podjęcia między lipcem 2003 roku a listopadem 2005 roku działań przygotowawczych do zamachu terrorystycznego mającego na celu ludobójstwo. Grupa zgromadziła wybuchowe chemikalia i broń, zamierzając zaatakować nieznany cel w odwecie za zaangażowanie Australii w wojnę iracką i afgańską. Według oskarżyciela dysponowała schematami konstrukcji bomb zdolnych do wywołania masowych zniszczeń i ofiar, a także literaturą gloryfikującą działania przywódcy Al-Kaidy Osamy bin Ladena. Jeden z oskarżonych odbył trening w obozie terrorystów w Pakistanie. Inny mówił przez telefon, że zabije Johna Howarda, ówczesnego premiera Australii. Muzułmański Szejk Khalil Chami z Islamic Welfare Centre w Lakemba regularnie odwiedzał oskarżonych mężczyzn w więzieniu. Jego zdaniem ich poglądy uległy radykalizacji w wahabickim środowisku w Sydney. „Tutaj to planowali, tutaj przyswoili sobie taką postawę. To nasza wina”, mówi; „Nie przygotowaliśmy ich do życia w Australii, pojawił się ktoś inny i zawładnął nimi.” Każdego emigranta, a także każdego młodego człowieka trzeba należycie wychować, przygotować do życia w społeczeństwie, gdzie istnieje kilka systemów kulturowych, kilka systemów wartości oraz prawa stanowione, których trzeba przestrzegać.
Kandydatka na stanowisko deputowanego Nowej Południowej Walii w Australii od 2013 roku postuluje delegalizację islamu, który uważa za „religię z piekła rodem”. Sherrilyn Church z partii Rise Up Australia (Powstań Australio) zawodowo zajmuje się uprawą cytrusów. Jej głównym celem jako kandydatki na fotel ministerialny jest przeforsowanie zakazu budowania meczetów w regionie Brisbane. Co więcej, zdaniem 61-latki wydawanie pozwoleń na budowę meczetów przyczynia się do islamizacji kraju i tym samym jest zdradą stanu, natomiast wiara w Allaha i obywatelstwo kraju demokratycznego wykluczają się wzajemnie. - „W islamie widzę przede wszystkim nie religię, ale system prawny, ponieważ dla islamskich umysłów obecność meczetu oznacza, że ta część miasta jest islamska i panuje w niej szariat, a nad okolicą powinna zawisnąć islamska flaga. Dla wolnego narodu jest to zamach stanu. Islam jest po pierwsze systemem prawnym, a dopiero potem religią. Mamy wolność religijną, jednak ich religia sama w sobie jest nielegalna. Jesteśmy wieloetnicznym narodem, ale nie wielokulturowym, ponieważ na tym etapie wchodzi do gry prawo. Ludzie spotkani w meczecie mogą być tak uroczy i przyjemni jak najmilsi Australijczycy, ale jest też druga strona medalu. Powszechnie wiadomo, że w meczetach rekrutuje się młodych ludzi na szkolenia dżihadystyczne. Wiele osób nie widzi w tej sytuacji żadnego problemu. Każdy, kto ubiega się o obywatelstwo Australii, musi zadeklarować podporządkowanie się prawu australijskiemu. Jeśli jednak ktoś oznajmia, że ma zamiar stosować się do przepisów szariatu, powinien się spakować i pierwszym samolotem lecieć do domu. Nie ma cienia wątpliwości, że nasze przepisy i przepisy szariatu są ze sobą sprzeczne. Nie wszystkie religie pochodzą z nieba, niektóre są z piekła.” Lokalnym muzułmanom nie podoba się ani kampania, ani program wyborczy Sherrilyn Church. Przewodniczący Islamic College of Brisbane Mohammed Yusuf oskarża ją o próbę wywołania „taniej sensacji” i podkreśla, że chrześcijaństwo i islam fundamentalnie się nie różnią, a szariat jest w pełni do pogodzenia z australijskim stylem życia. ”Tutejsi muzułmanie nigdy nie będą dążyć do wprowadzenia prawa religijnego” – deklaruje rzeczywisty islamski duchowny. Islam jednak to trochę co innego, niźli radykalnie niebezpieczne sekty salafickie, takie jak wahabici z Arabii Saudyjskiej, Jemenu i Omanu, którzy mordowanie wyznawców innych religii uczynili sobie religią i też nazywają to sobie islamem.
Na demonstracji rzekomych muzułmanów w Sydney we wrześniu 2012 roku kilkuletnie dzieci niosły kartki z napisem: "Ściąć głowy wszystkim obrażającym Proroka". Muzułmanie na całym świecie protestują po publikacji w internecie filmu kpiącego ze Świętego Proroka Muhammada w Polsce przezywanego Mahometem. Australijskie media i użytkownicy Twittera komentują: "To szok", "Żałosne", "I to ma być religia pokoju?" "To chore" - mówi Sandra Lee. "Czuję się okropnie zdegustowana tym, że ktoś niesie transparent ze słowami 'Ściąć głowy wszystkim obrażającym Proroka'. Żałosne" -mówi Samah Hadid. "W Sydney? Jasna cholera" - mówiła Melanie Tait. To tylko kilka reakcji Australijczyków na Twitterze po rozruchach we wrześniu 2012 roku, jakie wybuchły w Sydney podczas protestu wahabickich muzułmanów. Zaczęło się od protestu przed amerykańskim konsulatem, a skończyło starciami z policją w okolicach Hyde Parku w Sydney. Według policji w Sydney część demonstrantów przyszła na wiec już uzbrojona, "by wywołać zniszczenia". W powietrzu latały butelki, zniszczono też kilka samochodów. Jak opisał superintendent policji stanu Nowa Południowa Walia, w ochronie protestu uczestniczyło 150 funkcjonariuszy policji. Sześciu funkcjonariuszy zostało rannych. Aresztowano ośmiu demonstrantów. Reszta w końcu rozproszyła się po okolicy. Ale to, co zszokowało Australijczyków najbardziej, to właśnie morderczy slogan niesiony przez demonstrantów w pochodzie. Na demonstracji, zwołanej według australijskiej telewizji ABC w odpowiedzi na apel sekciarskiego salafickiego tak zwanego Bractwa Muzułmańskiego o rzekomą obronę honoru proroka - ludzie wychwycili i sfotografowali osoby z transparentami nawołującymi do "ścinania głów" obrażającym Muhammada i islam. Głosów potępienia doczekali się szczególnie rodzice dziecka, trzymającego taki właśnie zbrodniczy plakat, co pokazuje zbójeckie wychowywanie dzieci przez patologiczne rodziny uważające się za islamskie czyli niosące pokój. Australijskie władze i policja już wtedy zapowiedziały ostrą reakcję na przemoc, do której doszło podczas manifestacji. - Nie takich rzeczy uczymy nasze dzieci. To nie Libia. W tym kraju nie robi się tego, co widzieliśmy wczoraj. Oburzył mnie szczególnie widok dzieci z transparentami o ścinaniu głów. Jeśli chcecie się zachowywać jak ekstremistyczni kryminaliści, to będziecie traktowani jak ekstremistyczni kryminaliści - zapowiedział w oświadczeniu komisarz policji Nowej Południowej Walii Andrew Scipione.
Jezus reklamował islam na muzułmańskich plakatach w 2011 roku ku niezadowoleniu grup chrześcijańskich. Chrześcijanie w Australii byli oburzeni. Na ulicach Sydney przez kilku dni raziły ich billboardy z napisem: „Jezus prorokiem islamu". Jezus jednak jest w Koranie uważany za jednego z Proroków Boga i nie wolno go obrażać taka samo jak innych wspomnianych w Koranie Proroków, Posłańców Boga. Autorem napisu jest grupa australijskich muzułmanów o nazwie Mypeace. Jak twierdzi, to element kampanii reklamowej, która obejmuje cztery hasła. Pozostałe to: „Święty Koran: Ostateczny Testament", „Muhammad: łaska dla ludzkości" oraz „Islam: Masz pytania? Otrzymasz odpowiedzi". Wszystkie napisy pojawiły się na billboardach w Sydney, a potem miały również ozdobić miejskie autobusy. Na plakatach były też numery telefonów i adres e-mailowy, pod którymi można było zamówić islamską literaturę oraz bezpłatny egzemplarz Koranu. Według Mypeace kampania miała poszerzyć wiedzę Australijczyków o islamie. Ale chrześcijanie odebrali to jako prowokację przeciwko ich wyznaniu religijnemu. Już pierwszego dnia, gdy billboardy pojawiły się w Sydney, jeden z nich został zniszczony. – Australia ma chrześcijańskie korzenie. Billboard z napisem „Jezus jest prorokiem islamu" jest prowokacyjny i obraża chrześcijan oraz ich wiarę – przekonywał Julian Porteous, biskup katolickiej archidiecezji w Sydney, wzywając muzułmanów do zdjęcia plakatów. Lepiej już o wyznawców walczyć plakatami niźli obcinaniem głów, w końcu każdy swój towar ma prawo reklamować, także ten ideologiczny i religijny.
Przedstawiciele wszelkich nurtów islamu muszą się nauczyć jakie są podstawowe wartości cywilizacji wśród której zamierzają mieszkać i nauczyć się własnej historii z której wynika, że ekspansja islamu zawsze miała miejsce dzięki tym grupom muzułmanów, które były pokojowe i mistyczne, dzięki sufizmowi, alawizmowi i staremu szyizmowi, a nie dzięki morderczym bojówkarzom, którzy jedynie wszystkich niemuzułmanów zniechęcają do islamu oraz do jakiejkolwiek wiary w Boga. W interesie samego islamu jest pozbycie się ze swoich szeregów bojówkarskich sekt salafickich, które wszędzie działają jedynie na szkodę islamu i Proroka Muhammada, który sam o krytykach siebie i wiary islamu śmiał się i powiadał: "Psy szczekają, a nasza karawana jedzie dalej"...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz